Nie
wiem dlaczego tak się dzieje, ale wszystko co dobre szybko się kończy. Tak było
z Trylogią Tolkiena, tak było z trylogią (na wielką literę musi sobie jeszcze
zasłużyć) Brenta Weeksa i tak samo, niestety, było z Pyrkonem. Jest mi bardzo
smutno, że muszę napisać te słowa, ale cóż… Pyrkon 2012, największy
ogólnopolski konwent miłośników fantastyki, dobiegł końca.
Zanim
jednak przejdziemy do ostatecznego pożegnania konwentu, pozwólcie, że powiem o
ostatnim dniu słów kilka. Niedzielny poranek na Pyrkonie był troszkę mniej
aktywny niż w dniach poprzednich. Nie wiem czy to wynik zmiany czasu czy może
wczorajszych koncertów, ale widać było, że w holu i w salach ludzi jest
wyraźnie mniej. Ja jednak wstałem wcześnie, bo niedziela w planie wyglądała
równie ciekawie co dni poprzednie.
Na
pierwszy ogień poszedł wykład „15 najdziwniejszych ras z galaktyki Star Wars”. Nasze
spotkanie rozpoczęło się dosyć niezwykle. Prelegent, Bartek „Burzol” Burzyński,
postanowił przypomnieć wszystkim zebranym, o co tak naprawdę w Gwiezdnych
Wojnach chodzi. Muszę przyznać, że uważam się za fana serii, ale nie
wiedziałem, ze powstały filmiki tak świetnie ukazujące sześć filmowych odsłon w
mniej niż 20 minut (linki poniżej).
Kiedy
wszyscy już przypomnieli sobie, w czym rzecz, Bartek poprowadził nas w świat
troszkę inny od tego, który znamy z sagi Lucasa. Okazało się, że w galaktyce
nie mamy do czynienia tylko z ludźmi, Wookie czy Twi’lekami, ale też gatunkami
zupełnie nieznanymi, jak Aqualishe, Nautolanie, Weequaye, Ithorianie czy
ogromna modliszka Yam’rii. Niektóre z tych ras można zobaczyć w scenie z
kantyny Mos Eisley, gdzie wspomniana modliszka pracuje nawet jako barmanka
(swoją drogą zagadka: ktoś z Was wie, jak się nazywała?). – Kiedy oglądam
Gwiezdne Wojny najbardziej interesuje mnie to, co mamy w tle – mówi Burzol –
ludzie cały czas tworzą książki i filmy oparte na Star Wars, więc warto zwrócić
uwagę na to, jak inne rasy są pokazywane w nowych historiach – kończy Bartek.
Żeby
nie siedzieć ciągle w uniwersum Gwiezdnych Wojen wybrałem się na wykład,
traktujący po części o historii. Piotr Piasek, w spotkaniu zatytułowanym „Druidzi.
Fantasy vs. Historia” postanowił porównać jedną z najczęściej pojawiających się
w fantasy profesji z jej historycznym pierwowzorem. Wydawać by się mogło, że w
książkach fantasy co druga osoba to jakiś dziadek, znający się doskonale na
lecznictwie i ziołach, ale czy zastanawialiście się kiedyś jak wygląda droga do
zostania druidem? Piotrek przekonywał zebranych, że jest to długa i żmudna droga, na końcu której
niekoniecznie spotka nas sukces. Druidzi wywodzili się głównie z elit (o ile
można mówić o elitach w czasach Celtów) i aby ukończyć szkolenie, musieli
uczęszczać do specjalnej szkoły. Nauka trwała około 20 lat i całą wiedzą trzeba
było przyswoić na pamięć! Nie wiem jak Was, ale mnie jakoś wizja 20 lat
wkuwania modlitw, pieśni i formułek niespecjalnie pociąga…
Kiedy
byłem w drodze na kolejne spotkanie, zacząłem się zastanawiać, co ci wszyscy
dorośli ludzie, którzy spędzają na konwencie cały weekend, robią w tym czasie ze
swoimi dziećmi. Okazało się, że
organizatorzy pomyśleli również o tym. Przez cały czas trwania konwentu w
specjalnie wyznaczonym miejscu, można było zostawić swoje pociechy pod opieką
wychowawców i animatorów. Dzieciaki miały doskonale zorganizowany czas i poza
zabawami integracyjnymi (malowanie twarzy, bajki) odbywały się specjalne
spotkania, które miały także im przybliżyć podstawy fantastyki i gier RPG.
Brawo!
Dzień
trzeci to także dzień końcowych pojedynków w blokach gier RPG. Games roomy
ponownie były wypełnione po brzegi graczami, którzy pragnęli wykorzystać
ostatnie chwile na konwencie. – Poznałem kilka fajnych systemów, które na pewno
przydadzą mi się podczas rozgrywki ze
znajomymi – mówi Paweł, który na konwent przyjechał aż ze Szczytna. – Poza RPG miałem
w planach spotkanie z Andrzejem Pilipiukiem, niestety autor nie dotarł do
Poznania. Nie zmienia to faktu, że konwent oceniam jako bardzo udany i w
przyszłym roku również postaram się na niego wybrać.
Ostatnim
punktem dnia dzisiejszego i co za tym idzie, ostatnim dla mnie punktem na
poznańskim konwencie, było wystąpienie zatytułowane „Kolonizacja planet dla
początkujących (i nie tylko)”. Prowadząca, Aleksandra Janusz, z wielką pasją
przedstawiła zebranym jakie wymagania musi spełniać Druga Ziemia i przy okazji
zaprezentowała podręczne instrukcje dla terraformerów. Całe wystąpienie Oli
można streścić następująco – jeśli już uda się nam znaleźć jakąś planetę, na
której będzie dało się żyć, to najlepiej wszystko spalić, zaorać i można
rozpocząć życie. Tak dla pewności.
Jak
impreza prezentuje się w liczbach? Ponad 6 tysięcy odwiedzających, blisko 40
gości ze świata fantasy i science-fiction, 15 premier, a do tego stoiska, wykłady,
gry, konkursy i cała masa dobrej zabawy. Jednym słowem – Pyrkon 2012. Jeśli nie
udało się Wam przybyć do Poznania w tym roku, to już dzisiaj zapraszam na rok
przyszły.
No
i nadszedł moment, w którym muszę powiedzieć: do widzenia. Gdybyśmy żyli w
świecie idealnym, to takie konwenty pewnie nigdy by się nie kończyły, ale
niestety tak nie jest. Na zakończenia oddam głos uczestnikom Pyrkonu. – Jest to
pierwszy raz, kiedy udało mi się wybrać na konwent – mówi wspomniany wcześniej
Paweł. – Interesuję się tym od 17 lat i uważam, że każdy fan chociaż raz w
życiu powinien wziąć udział w takim wydarzeniu. – Trzeba pochwalić
organizatorów za wspaniałą atmosferę i wzorowy porządek – wspomina Kamil –
wystrój, sale do prelekcji, gamesroom, wszystko jest przygotowane z ogromnym
rozmachem, a miejsca noclegowe dla tych, którym nie udało się znaleźć miejsca w
hotelach, to wisienka na torcie – dodaje. – Największym minusem imprezy jest
chyba poruszanie się autem po Poznaniu – narzeka natomiast Ania, studentka z
Gdańska – co do konwentu to nie mam żadnych zastrzeżeń. W każdej sali czułam
się, jakbym przeniosła się do innego świata i chyba o to tak naprawdę w tym
wszystkim chodzi. – kończy Ania zwijając swój śpiwór. Jak pokazała impreza,
fantastyka w Polsce jest ciągle mocna i nie wypada, żeby w przyszłym roku
uczestników było mniej. Dlatego cokolwiek będziecie robili za rok, zaplanujcie
to tak, żeby pojawić się w Poznaniu. Na zakończenia pozwolę sobie stwierdzić,
że Pyrkon, przynajmniej na czas jakiś, uważam za zakończony.