niedziela, 25 marca 2012

The Posen Trilogy!


Nie wiem dlaczego tak się dzieje, ale wszystko co dobre szybko się kończy. Tak było z Trylogią Tolkiena, tak było z trylogią (na wielką literę musi sobie jeszcze zasłużyć) Brenta Weeksa i tak samo, niestety, było z Pyrkonem. Jest mi bardzo smutno, że muszę napisać te słowa, ale cóż… Pyrkon 2012, największy ogólnopolski konwent miłośników fantastyki, dobiegł końca.

Zanim jednak przejdziemy do ostatecznego pożegnania konwentu, pozwólcie, że powiem o ostatnim dniu słów kilka. Niedzielny poranek na Pyrkonie był troszkę mniej aktywny niż w dniach poprzednich. Nie wiem czy to wynik zmiany czasu czy może wczorajszych koncertów, ale widać było, że w holu i w salach ludzi jest wyraźnie mniej. Ja jednak wstałem wcześnie, bo niedziela w planie wyglądała równie ciekawie co dni poprzednie.

Na pierwszy ogień poszedł wykład „15 najdziwniejszych ras z galaktyki Star Wars”. Nasze spotkanie rozpoczęło się dosyć niezwykle. Prelegent, Bartek „Burzol” Burzyński, postanowił przypomnieć wszystkim zebranym, o co tak naprawdę w Gwiezdnych Wojnach chodzi. Muszę przyznać, że uważam się za fana serii, ale nie wiedziałem, ze powstały filmiki tak świetnie ukazujące sześć filmowych odsłon w mniej niż 20 minut (linki poniżej).





Kiedy wszyscy już przypomnieli sobie, w czym rzecz, Bartek poprowadził nas w świat troszkę inny od tego, który znamy z sagi Lucasa. Okazało się, że w galaktyce nie mamy do czynienia tylko z ludźmi, Wookie czy Twi’lekami, ale też gatunkami zupełnie nieznanymi, jak Aqualishe, Nautolanie, Weequaye, Ithorianie czy ogromna modliszka Yam’rii. Niektóre z tych ras można zobaczyć w scenie z kantyny Mos Eisley, gdzie wspomniana modliszka pracuje nawet jako barmanka (swoją drogą zagadka: ktoś z Was wie, jak się nazywała?). – Kiedy oglądam Gwiezdne Wojny najbardziej interesuje mnie to, co mamy w tle – mówi Burzol – ludzie cały czas tworzą książki i filmy oparte na Star Wars, więc warto zwrócić uwagę na to, jak inne rasy są pokazywane w nowych historiach – kończy Bartek.





Żeby nie siedzieć ciągle w uniwersum Gwiezdnych Wojen wybrałem się na wykład, traktujący po części o historii. Piotr Piasek, w spotkaniu zatytułowanym „Druidzi. Fantasy vs. Historia” postanowił porównać jedną z najczęściej pojawiających się w fantasy profesji z jej historycznym pierwowzorem. Wydawać by się mogło, że w książkach fantasy co druga osoba to jakiś dziadek, znający się doskonale na lecznictwie i ziołach, ale czy zastanawialiście się kiedyś jak wygląda droga do zostania druidem? Piotrek przekonywał zebranych, że  jest to długa i żmudna droga, na końcu której niekoniecznie spotka nas sukces. Druidzi wywodzili się głównie z elit (o ile można mówić o elitach w czasach Celtów) i aby ukończyć szkolenie, musieli uczęszczać do specjalnej szkoły. Nauka trwała około 20 lat i całą wiedzą trzeba było przyswoić na pamięć! Nie wiem jak Was, ale mnie jakoś wizja 20 lat wkuwania modlitw, pieśni i formułek niespecjalnie pociąga…

 Kiedy byłem w drodze na kolejne spotkanie, zacząłem się zastanawiać, co ci wszyscy dorośli ludzie, którzy spędzają na konwencie cały weekend, robią w tym czasie ze swoimi  dziećmi. Okazało się, że organizatorzy pomyśleli również o tym. Przez cały czas trwania konwentu w specjalnie wyznaczonym miejscu, można było zostawić swoje pociechy pod opieką wychowawców i animatorów. Dzieciaki miały doskonale zorganizowany czas i poza zabawami integracyjnymi (malowanie twarzy, bajki) odbywały się specjalne spotkania, które miały także im przybliżyć podstawy fantastyki i gier RPG. Brawo!





Dzień trzeci to także dzień końcowych pojedynków w blokach gier RPG. Games roomy ponownie były wypełnione po brzegi graczami, którzy pragnęli wykorzystać ostatnie chwile na konwencie. – Poznałem kilka fajnych systemów, które na pewno przydadzą  mi się podczas rozgrywki ze znajomymi – mówi Paweł, który na konwent przyjechał aż ze Szczytna. – Poza RPG miałem w planach spotkanie z Andrzejem Pilipiukiem, niestety autor nie dotarł do Poznania. Nie zmienia to faktu, że konwent oceniam jako bardzo udany i w przyszłym roku również postaram się na niego wybrać.




Ostatnim punktem dnia dzisiejszego i co za tym idzie, ostatnim dla mnie punktem na poznańskim konwencie, było wystąpienie zatytułowane „Kolonizacja planet dla początkujących (i nie tylko)”. Prowadząca, Aleksandra Janusz, z wielką pasją przedstawiła zebranym jakie wymagania musi spełniać Druga Ziemia i przy okazji zaprezentowała podręczne instrukcje dla terraformerów. Całe wystąpienie Oli można streścić następująco – jeśli już uda się nam znaleźć jakąś planetę, na której będzie dało się żyć, to najlepiej wszystko spalić, zaorać i można rozpocząć życie. Tak dla pewności.




Jak impreza prezentuje się w liczbach? Ponad 6 tysięcy odwiedzających, blisko 40 gości ze świata fantasy i science-fiction, 15 premier, a do tego stoiska, wykłady, gry, konkursy i cała masa dobrej zabawy. Jednym słowem – Pyrkon 2012. Jeśli nie udało się Wam przybyć do Poznania w tym roku, to już dzisiaj zapraszam na rok przyszły.



No i nadszedł moment, w którym muszę powiedzieć: do widzenia. Gdybyśmy żyli w świecie idealnym, to takie konwenty pewnie nigdy by się nie kończyły, ale niestety tak nie jest. Na zakończenia oddam głos uczestnikom Pyrkonu. – Jest to pierwszy raz, kiedy udało mi się wybrać na konwent – mówi wspomniany wcześniej Paweł. – Interesuję się tym od 17 lat i uważam, że każdy fan chociaż raz w życiu powinien wziąć udział w takim wydarzeniu. – Trzeba pochwalić organizatorów za wspaniałą atmosferę i wzorowy porządek – wspomina Kamil – wystrój, sale do prelekcji, gamesroom, wszystko jest przygotowane z ogromnym rozmachem, a miejsca noclegowe dla tych, którym nie udało się znaleźć miejsca w hotelach, to wisienka na torcie – dodaje. – Największym minusem imprezy jest chyba poruszanie się autem po Poznaniu – narzeka natomiast Ania, studentka z Gdańska – co do konwentu to nie mam żadnych zastrzeżeń. W każdej sali czułam się, jakbym przeniosła się do innego świata i chyba o to tak naprawdę w tym wszystkim chodzi. – kończy Ania zwijając swój śpiwór. Jak pokazała impreza, fantastyka w Polsce jest ciągle mocna i nie wypada, żeby w przyszłym roku uczestników było mniej. Dlatego cokolwiek będziecie robili za rok, zaplanujcie to tak, żeby pojawić się w Poznaniu. Na zakończenia pozwolę sobie stwierdzić, że Pyrkon, przynajmniej na czas jakiś, uważam za zakończony. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz