sobota, 25 grudnia 2010

Wigilia = Kevin

Kolacja Wigilijna już za mną, prezenty rozpakowane, pasterka zaliczona i nawet wspólne kontemplowanie życia z braćmi do trzeciej nad ranem jest 'in progress'. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie zabrakło najważniejszego elementu wigilijnego wieczoru. 


Zaczęło się poprawnie. Karp, śledzik, pstrągi, sałatki, pierogi, krokiety i oczywiście pepsi. Było sianko pod obrusem, było czytanie Ewangelii ('w owym czasie wyszło rozporządzenie...'), było 'Ojcze Nasz', było wspólne śpiewanie kolęd, był opłatek, były życzenia, była akcja 'widziałem Mikołaja za domem - o patrz prezenty już są!'. Jednym słowem było wszystko poza najważniejszym elementem Wigilii - Kevinem. 






Od kilku lat to właśnie ten młodzieniaszek pozwala mi zapomnieć o tym,  że zamiast tulić ukochaną siedzę przed telewizorem i cieszę się prezentami pozostałych członków rodziny. Nie jest to może najgorszy sposób na spędzenie Świąt, ale kolejne samotne Święta uderzyły mnie jak byk podczas corridy. I co? I nic. Stałem się piratem i ściągnąłem z sieci 'Home Alone', żebym już nie musiał nigdy więcej czuć się samotny z powodu źle ułożonego programu telewizyjnego. 


A teraz idę oddać się Kevinowi. .Dosłownie i w przenośni. I pal licho poprawność polityczną. Po prostu wiem co jest dla mnie dobre.



wtorek, 21 grudnia 2010

Surprise!!!

No tak. Do  Świąt pozostały dwa dni, a w domu nie ma choinki, światełek, bombek. Ale za to już znalazłem wszystkie prezenty. ;] Jak to dobrze wiedzieć, że rodzice wciąć o mnie dbają mimo moich dwudziestu jeden lat. Chociaż w sumie to dbają o moje rodzeństwo, a że prezenty młodszym Gackom wybieram ja to... No cóż... Powiedzmy, że są uniwersalne. :D



Ale jako że po Świętach nadejdzie Sylwester, który zapewne spędzę w domu z moją skromną osobą, to postanowiłem, że znajdę sobie jakiś specjalny prezent, który pozwoli mi "przetrwać'. I wiecie co? Prezent sam się znalazł.

Surprise!!!

Jeśli macie ochotę przebić taką niespodziankę, to życzę powodzenia. Może nie zadzwonię do rodziców i nie powiem, że 'I just had sex' z Jessicą Albą, ale gdybym miał taką okazję... ;];];]

piątek, 17 grudnia 2010

Czy już wszystkie masz?

 Na jednym z najbardziej znanych (w pewnych kręgach) blogów o tematyce filmowej mój dobry znajomy stwierdził ostatnio, że „bum na powroty wielkich gwiazd trwa nadal”. Nie czuję się na siłach, żeby wdawać się w dyskusję nad, wątpliwym moim zdaniem, gwiazdorstwem Toma Cruise’a, czy „powrotem” Cameron Diaz, która od jakichś piętnastu lat nie opuszcza moich (nie)grzecznych snów. Nie zmienia to jednak faktu, że teza głosząca hasło - „odgrzewane znaczy lepsze” - jest mi bardziej bliska niż znajomość zagadnień na zbliżającą się sesję egzaminacyjną.
           

Jak najlepiej dogadać się ze studentem? Zapraszając go na przysłowiową „kawę”. Żeby dogadać się jeszcze lepiej, przynajmniej z męską częścią braci studenckiej, można zaoferować „kawę” przy oglądaniu meczu piłkarskiego. A jeśli wypad zakończy się zaproszeniem do mieszkania na kolejną filiżankę w gronie znajomych, to scenariusz najnowszego przeboju filmowego pod świetnie nam znanym tytułem – „Miły wieczór” – jest już gotowy. Nie wiem jak to się dzieje, ale ostatnio odnoszę wrażenie, że takie filmy powstają zbyt często. Widziałem już… A może raczej byłem aktorem drugoplanowym w „Miłym wieczorze” i jego odsłonach numer 2, 3, 4, 5, 6…
       
Można by odnieść wrażenie, że takie studenckie wieczory ciągną się jak „Moda na sukces”, gdyby nie to, że są również takie, które potrafią zmienić, przynajmniej chwilowo, światopogląd człowieka. Pamiętam jeden, w którym zagraliśmy z niesamowicie wręcz wspaniałą blondynką (i wcale nie mówię o tym, ile powietrza były w stanie pomieścić jej płuca). Był wyjątkowy także ze względu na to, że otrzymał podtytuł. „Zaśpiewaj mi mamo”. Sceneria standardowa: stolik, krzesełka, kanapa, kieliszki i butelka wody (niegazowanej). Żeby rozruszać towarzystwo jeden z bohaterów daje hasło: „Hej, chłopaki, a pamiętacie, hip!, jak kiedyś w telewizji, hip!, puszczali taki serial…”. I wtedy się zaczęło…
       
Przez gwar, na który składały się przeróżne inwektywy, pijacka czkawka i czkawka niepijacka, można było usłyszeć streszczenie dzieciństwa każdego z panów. Okazało się, że streszczenia nosiły znamiona tych samych kluczowych wydarzeń, a że, dziwnym trafem, wszyscy panowie kochają muzykę (to, czy jest im bliżej do Pavarottiego czy do płaczących kotów zostawiam bez komentarza), opowieść składała się z utworów związanych z kinematografią, które najbardziej zapadły nam w pamięć. Zaczęliśmy od, chyba nieśmiertelnych, Pokemonów. Nie mam tutaj na myśli dziwnych mutacji, które można obecnie znaleźć w każdym chyba na miejscu na świecie, ale mówię o starym, dobrym „Aszu” i równie dobrym, choć niekoniecznie starym „PiiPiiPikaczu”. Nie wiem, dlaczego po dwóch latach sąsiedzi jeszcze się nie wyprowadzili słysząc nasze „niesamowite wokale”, ale faktem jest, że „Zespół R znowu błysnął” o trzeciej nad ranem do najlepszych kołysanek nie należy. Potem było już tylko lepiej.
            
Okazało się, że nasze mózgi, poza całkowicie niepotrzebną przestrzenią na to, czego trzeba się nauczyć, posiadają także całkiem fajną część odpowiedzialną za teksty w stylu: „MacGyver i tak jest lepszy od Drużyny A”. Kolejne etapy to Power Rangers, Extreme Dinosaurs, Żar Tropików, Grzmot w Raju, Kapitan Tsubasa, Rycerze Zodiaku, a nawet Kapitan Planeta. Jeżeli żaden z tych tytułów nic Ci nie mówi, to opcje są dwie. Albo powinieneś zmienić pieluchę (niezależnie od tego, czy z powodu nadmiaru czy niedoboru kolejnych wiosen), albo najwyższy już czas wziąć się do roboty i poznać klasykę, na której wychowali się wszyscy, o których pomyślisz po przeczytaniu tego zdania. Nawet Tom Cruise i Cameron Diaz. A jeśli i oni są takimi ignorantami to gratuluję. Znalazłeś się w towarzystwie, które po odgrzaniu jest lepsze.
            
Dlatego pamiętajmy. Jak tylko wpadnie nam do głowy „coś”, to nie czekajmy aż nam ucieknie, tylko chwyćmy „to” za bary i trzymajmy, bo nigdy nie wiadomo, kiedy będzie następna okazja, żeby sobie o „tym” przypomnieć. A ponieważ woda drożeje i nie wiadomo kiedy nakręcimy kolejną część „Miłego wieczoru”, sam musisz pamiętać o tym, żeby nie zapomnieć. 
            

wtorek, 14 grudnia 2010

11 Przykazań Gacka

Na pewno zapamiętałem wszystkie dobre chwile będące elementami mojego życia. Żałuję jedynie, że nie pamiętam wszystkich złych, bo to dzięki nim nauczyłem się najwięcej. Ale wyłapałem kilka ‘ciekawych’ z mojej młodości i mam nadzieję, że też się czegoś nauczysz…




1.      Nie będziesz wchodził na szafkę, która nie jest przymocowaną do ściany.
Śmieszne? Niekoniecznie. Szczególnie jeśli stoisz z siostrą pod szafką, chcecie na nią wejść, a ona jakby nigdy nic spada na was z całkiem sympatycznym hukiem. Mina matki wbiegającej do pokoju? Jak w reklamie kart kredytowych.
2.      Nie będziesz zrzucał winy na koleżanki z klasy.
Wyrzuty sumienia potrafią dopaść człowieka nawet po kilkunastu latach. Dzisiaj wolałbym reprymendę od pani nauczycielki. Dlatego nieważne, że koleżanka ma dłuższy nos i jest kobietą. Mów co zrobiłeś a ją zostaw w spokoju…
3.      Pamiętaj, żeby uczyć się wcześniej.
Masz nawyk nauki ‘dzień przed’? Przestań. Zawsze Ci się udawało? Mi też. Tak jest ciekawiej? Skoro szukasz rozrywki poproś do tańca psa sąsiadów. Jeszcze nigdy nie było z tym problemów? U mnie też. Dlatego w końcu muszą nadejść.
4.      Czcij wszystko co trzeba.
Dosłownie. Przeliteruję. W-S-Z-Y-S-T-K-O.
5.      Nie pij alkoholu ze źródła nieznanego.
Brak doświadczeń w tym temacie. I może lepiej niech tak pozostanie.
6.      Nie pij alkoholu z tytoniem łączonego.
Również brak. Jestem z siebie dumny.
7.      Nie łącz alkoholu z dymem zabronionego.
Hmmm… Jak powyżej.
8.      Kochaj wszystkie kobiety. Wolne troszkę bardziej.
;D Ja naprawdę jestem tylko miły. Nie podrywam wszystkich. To nie moja wina, że jak taką przepuścisz w drzwiach, to już dziwnie się patrzy. A poza tym zawsze się ich bój. Nigdy nie wiadomo, czy nie ma ‘czegoś’ do myślenia.
9.      Nie pożądaj dziewczyny znajomego twego.
Co nie wyklucza, że możesz ją kochać.
10.  Ani żadnej rzeczy, która jego jest.
Jako się rzekło. Rzeczy. ;D
11.  Kiedy kogoś kochasz to kochaj. I nie pozwól, żeby brak słów Cię powstrzymał…

niedziela, 12 grudnia 2010

Don't stop believing

-            W Imię Ojca i  Syna i Ducha Świętego.  Amen. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
-            Na wieki wieków. Amen.
-            Ostatni raz spowiadałem się…




I właśnie w tym momencie zaczynasz kłamać. Nie chodzi przecież o to, że chcesz. Ale po co masz mówić, że minęło więcej czasu  niż miesiąc skoro pani na katechezie, ucząc formułki, mówiła o miesiącu właśnie? A poza tym co pomyślałby sobie ksiądz, gdybyś nagle powiedział o dwóch, trzech, a może czterech… latach? I dlaczego masz mówić o wszystkim komuś, kogo w sumie wcale nie znasz, a kto może jakoś wykorzystać tą wiedzę?  Zresztą i tak nie ma to większego znaczenia, bo przecież On słucha tylu ludzkich wyznań, więc o Twoim na pewno zapomni. Zapomni, prawda? Prawda?

Niepewność jest najgorsza. Jesteś czegoś pewny? Powiedz to. Pokaż to. Zrób coś, bo potem będzie za późno.

Poza tym, trzeba pamiętać o wszystkich ludziach, których spotkaliśmy w życiu. Nie mówię o tym, żeby spisywać ich imiona, zapamiętać adresy, czy napisać biografię. Ludzie są  tylko ludźmi i sami niewiele mogą. Każdy jest wyjątkowy i każdy, jeśli chce, może zmieniać świat. I powinien to robić. A powinieneś pamiętać o innych ludziach dlatego, że od każdego z nich możesz nauczyć się czegoś, co pomoże Ci w zmianie. Zmianie na gorsze, na lepsze, zmianie. A zmieniając siebie wpływasz na wszystkich dookoła. Wpływając na nich – zmieniasz świat.

Skoro doszliśmy do wniosku, że każdy może zmienić świat, jeśli tylko wykaże odrobinę chęci, zastanówmy się, jak wielu znamy ludzi, którzy rzeczywiście zdecydowali się na ten krok. Nie mam tu na myśli ludzi pokroju Karola Wojtyły, George’a W. Busha, Nelsona Mandeli czy Adolfa Hitlera. Chcę, żebyś zaczął myśleć lokalnie. Mówię o Ani z bloku naprzeciwko, o Jasiu z drugiej klasy, o tej blondynie, której imienia nie znasz, a na widok której masz język na brodzie. Ale przede wszystkim myślę o Tobie.

Nie masz zmieniać siebie. Nie masz zmieniać nikogo dookoła. Tylko zwróć uwagę na to, jak wpływasz na innych. Więc patrz…

niedziela, 5 grudnia 2010

Tęsknię...

Po tym jak Marcin Gortat zdobył swoje pierwsze double-double w karierze, po tym jak Artur Reinhart otrzymał Złotą Żabę dla najlepszego operatora na Plus Camerimage i po tym jak 150 tys. mieszkańców Częstochowy zostało bez prądu zacząłem zastanawiać się, dlaczego boli mnie mały palec u lewej ręki.

Trzeba powiedzieć sobie jasno - palec nie taka mała sprawa, a boleć potrafi. Tylko co to kogo obchodzi. Poza mną oczywiście.



Dlatego kiedy rozpaczam nad moją tragedią, a mój paluszek rozpacza razem ze mną, uwielbiam posłuchać wiadomości ze świata. I jesteśmy zgodni co do jednego. Najważniejszą wiadomością w Polsce s informacje o 'samolocikach'. Od pewnego pięknego kwietniowego poranka w naszym kraju nie ważne są głód, bieda, choroby, bezrobocie czy krzywe kręgosłupy dzieci idących do szkoły. Liczą się papierowe samolociki, tekturowe samolociki, katyńskie samolociki, rosyjskie samolociki, amerykańskie samolociki. Zasadniczo samolociki.

Temat dzisiejszej lekcji: zakup amerykańskich myśliwców.
Temat jutrzejszej lekcji: tarcza antyrakietowa (postrzelamy też w samolociki).
Temat lekcji numer trzy: katastrofa smoleńska.
Lekcja numer cztery: kolejny Tu-154 miał problemy przy lądowaniu.
Lekcja numer pięć: najpierw trzeba zgiąć kartkę wzdłuż żeby poleciał.

Chciałbym żeby ktoś odpowiedział mi na pytanie: czy naprawdę nie mamy poważniejszych problemów niż nieudane lądowanie samolotu na lotnisku w Moskwie? Rozumiem, że nieważny jest los Haitańczyków umierających na cholerę. Rozumiem, że nie powinienem przejmować się pięciolatkami bez dzieciństwa. Rozumiem, że mój paluszek i 'jego' ból jest nieważny. Ale boli. I jest blisko. A ja tęsknię za bliskością tego, co dla mnie ważne...

środa, 1 grudnia 2010

Z innej beczki i po polsku


Za oknami zimno. Znowu. Trzeba wyjąć kurtkę z szafy. Znowu. Zbliżają się Święta. Znowu. I jak zawsze o tej porze roku super-, hiper-, mega-, giga- i normalmarkety fundują nam kolorowy zawrót głowy. Jeszcze nie udało nam się wyjść z okresu zadumy i patriotyzmu a już musimy na powrót przyodziać znoszony mundurek przeciętnego konsumenta, który tonie w morzu barw, tandety i kiczu.



Ale co tam. Przyzwyczaiłem się. Jako konsument jestem zadowolony. Zadowolony, ponieważ magia zakupów to nie jedyny rodzaj magii, który będzie mi towarzyszył podczas tegorocznych Świąt. Nie mówię tutaj tylko o tym, że Kevin jednak zagości na naszych ekranach, a najnowsza odsłona Harry’ego Pottera okazała się najlepszą częścią filmowej sagi.

Użytkownicy Facebook’a po raz kolejny pokazali, że w długie, zimowe wieczory potrafią wymyślić hasło, które może wprawić człowieka w zadumę. Tym razem na moją ścianę z nowinkami trafiła grupa „Zimno. Przydałoby się jakieś 36,6 stopni obok siebie”. No i jak ludzie mogą mówić, że portale społecznościowe są nikomu niepotrzebne? Kiedy tylko zauważyłem, że dziewczyna mojego brata dołączyła do wspomnianej wspólnoty, natychmiast wyobraziłem sobie braciszka wyrywającego włosy z głowy i krzyczącego: „Co ja znowu zrobiłem?! Czego brakuje jej tym razem?!” Ach… Nie ma to jak bujna wyobraźnia. Jednak… Sami przyznacie, że coś w tym jest…

Drogie panie nadszedł czas, aby przed całym światem przyznać – tak, myślimy o Was. Posunę się nawet dalej w tym akcie szaleństwa. Nie tylko myślimy. Zastanawiamy się, co zrobić, żebyście postanowiły podarować nam swe piękne uśmiechy. Robimy z siebie idiotów, żebyście zwróciły na nas swoją uwagę. Nie śpimy po nocach, bo wyobrażamy sobie, że w końcu pokonujemy wstyd i zażenowanie, podchodzimy do Was pewnym krokiem, bierzemy w objęcia i… No dobra. STOP dla wyobraźni na dzisiaj.

Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że niemożliwe są Święta bez zakupów, Kevina i reklamy ulubionego napoju w czerwonej puszce z aluminium. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że za oknem musi być biało, a słupek rtęci powinien znajdować się grubo poniżej kreski oznaczającej zero. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że Święta to czas magiczny. Ale po co nam magia, której nie możemy dzielić z drugą osobą? Wiem jedno. Tegoroczne Święta spędzę z moją  ’36,6’, bo Święta bez magii to Święta, o których szybko będę chciał zapomnieć. A na to, podobnie jak na zmywanie po kolacji wigilijnej, po prostu nie mam ochoty.