piątek, 17 grudnia 2010

Czy już wszystkie masz?

 Na jednym z najbardziej znanych (w pewnych kręgach) blogów o tematyce filmowej mój dobry znajomy stwierdził ostatnio, że „bum na powroty wielkich gwiazd trwa nadal”. Nie czuję się na siłach, żeby wdawać się w dyskusję nad, wątpliwym moim zdaniem, gwiazdorstwem Toma Cruise’a, czy „powrotem” Cameron Diaz, która od jakichś piętnastu lat nie opuszcza moich (nie)grzecznych snów. Nie zmienia to jednak faktu, że teza głosząca hasło - „odgrzewane znaczy lepsze” - jest mi bardziej bliska niż znajomość zagadnień na zbliżającą się sesję egzaminacyjną.
           

Jak najlepiej dogadać się ze studentem? Zapraszając go na przysłowiową „kawę”. Żeby dogadać się jeszcze lepiej, przynajmniej z męską częścią braci studenckiej, można zaoferować „kawę” przy oglądaniu meczu piłkarskiego. A jeśli wypad zakończy się zaproszeniem do mieszkania na kolejną filiżankę w gronie znajomych, to scenariusz najnowszego przeboju filmowego pod świetnie nam znanym tytułem – „Miły wieczór” – jest już gotowy. Nie wiem jak to się dzieje, ale ostatnio odnoszę wrażenie, że takie filmy powstają zbyt często. Widziałem już… A może raczej byłem aktorem drugoplanowym w „Miłym wieczorze” i jego odsłonach numer 2, 3, 4, 5, 6…
       
Można by odnieść wrażenie, że takie studenckie wieczory ciągną się jak „Moda na sukces”, gdyby nie to, że są również takie, które potrafią zmienić, przynajmniej chwilowo, światopogląd człowieka. Pamiętam jeden, w którym zagraliśmy z niesamowicie wręcz wspaniałą blondynką (i wcale nie mówię o tym, ile powietrza były w stanie pomieścić jej płuca). Był wyjątkowy także ze względu na to, że otrzymał podtytuł. „Zaśpiewaj mi mamo”. Sceneria standardowa: stolik, krzesełka, kanapa, kieliszki i butelka wody (niegazowanej). Żeby rozruszać towarzystwo jeden z bohaterów daje hasło: „Hej, chłopaki, a pamiętacie, hip!, jak kiedyś w telewizji, hip!, puszczali taki serial…”. I wtedy się zaczęło…
       
Przez gwar, na który składały się przeróżne inwektywy, pijacka czkawka i czkawka niepijacka, można było usłyszeć streszczenie dzieciństwa każdego z panów. Okazało się, że streszczenia nosiły znamiona tych samych kluczowych wydarzeń, a że, dziwnym trafem, wszyscy panowie kochają muzykę (to, czy jest im bliżej do Pavarottiego czy do płaczących kotów zostawiam bez komentarza), opowieść składała się z utworów związanych z kinematografią, które najbardziej zapadły nam w pamięć. Zaczęliśmy od, chyba nieśmiertelnych, Pokemonów. Nie mam tutaj na myśli dziwnych mutacji, które można obecnie znaleźć w każdym chyba na miejscu na świecie, ale mówię o starym, dobrym „Aszu” i równie dobrym, choć niekoniecznie starym „PiiPiiPikaczu”. Nie wiem, dlaczego po dwóch latach sąsiedzi jeszcze się nie wyprowadzili słysząc nasze „niesamowite wokale”, ale faktem jest, że „Zespół R znowu błysnął” o trzeciej nad ranem do najlepszych kołysanek nie należy. Potem było już tylko lepiej.
            
Okazało się, że nasze mózgi, poza całkowicie niepotrzebną przestrzenią na to, czego trzeba się nauczyć, posiadają także całkiem fajną część odpowiedzialną za teksty w stylu: „MacGyver i tak jest lepszy od Drużyny A”. Kolejne etapy to Power Rangers, Extreme Dinosaurs, Żar Tropików, Grzmot w Raju, Kapitan Tsubasa, Rycerze Zodiaku, a nawet Kapitan Planeta. Jeżeli żaden z tych tytułów nic Ci nie mówi, to opcje są dwie. Albo powinieneś zmienić pieluchę (niezależnie od tego, czy z powodu nadmiaru czy niedoboru kolejnych wiosen), albo najwyższy już czas wziąć się do roboty i poznać klasykę, na której wychowali się wszyscy, o których pomyślisz po przeczytaniu tego zdania. Nawet Tom Cruise i Cameron Diaz. A jeśli i oni są takimi ignorantami to gratuluję. Znalazłeś się w towarzystwie, które po odgrzaniu jest lepsze.
            
Dlatego pamiętajmy. Jak tylko wpadnie nam do głowy „coś”, to nie czekajmy aż nam ucieknie, tylko chwyćmy „to” za bary i trzymajmy, bo nigdy nie wiadomo, kiedy będzie następna okazja, żeby sobie o „tym” przypomnieć. A ponieważ woda drożeje i nie wiadomo kiedy nakręcimy kolejną część „Miłego wieczoru”, sam musisz pamiętać o tym, żeby nie zapomnieć. 
            

1 komentarz:

  1. Znam coś w tym klimacie. Oglądam film i pisanie o nim zostawiam na później. No i piszę rok o filmie ;).

    Drużyna A! ;) Nowa, filmowa też jest dobra ;)!

    O gwiazdorstwie Toma, mogę toczyć bój! ;)
    O powrocie Cameron, może się poślizgnąłem. Przyznam szczerze, że ja o niej nie śnie :P

    OdpowiedzUsuń